Teatr Gdynia Głowna

KONTAKT Z WIDZEM TO PODSTAWA!

Wywiad z Mikołajem Prynkiewiczem, aktorem najnowszej premiery Teatru Gdynia Główna, monodramu „Harce kupidynowe czyli niecne morsztyny” w reżyserii Idy Bocian.

– Czy to pierwszy w Twojej karierze monodram i jedyny spektakl o charakterze pikantno-erotycznym?
-Nie, pierwszy raz, jeśli chodzi o monodram, mam już za sobą. W 2012 roku chwilę przed egzaminami wstępnymi do szkoły teatralnej w obroty wziął mnie Master teatru jednoosobowego, czyli Stanisław otto Miedziewski. Uległem „Latom nauki Wilhelma Meistra” pióra Joahanna Wolfganga von Goethego. Nasze wspólne dziecko, parafrazując poetę wszechczasów, poszukiwało odpowiedzi na pytanie „wyć czy nie wyć” oraz czy to, skąd przyszło, kim się jest, dokąd zmierza, to los czy też przypadek?
„Harce” nie są też jedynym pikantnym spektaklem w mojej drapieżnie rozwijającej się karierze. W Teatrze Nowym Proxima na krakowskim Kazimierzu sławny reżyser znad Sekwany – Rene Saverien wystawił „Niebezpieczeństwa onanizmu” na 5 facetów. Nie ukrywam, że udział w tym przedsięwzięciu, to było wyzwanie szalone, bo nadaktywność nadgarstka, czyli choroba zdecydowanej większości mężczyzn, to wciąż temat tabu w polskim społeczeństwie. Rumieńce na policzkach widzów zdecydowanie potwierdzały, że każdy cierpiał albo obawia się zmagania z bólem w kolanach, ślepotą, utratą sił wywołaną onanistycznymi praktykami.

– Jak oceniasz trudność wcielenia się w wyjątkowo dynamiczną postać w “Harcach”, która tak mocno kontaktuje się z widownią?
– Dla mnie kontakt z widzem to podstawa. Nie mówię też o bezpośredniej fizyczności. Widzimy się, wyczuwamy energie, dlatego nie możemy ignorować swojej obecności. „Harce” zdecydowanie burzą „czwartą ścianę” zacierając klasyczne podziały scena – widownia, widz- aktor. W przypadku tego spektaklu utarte przeświadczenie, że bez „widza nie ma teatru” jest całkowitą najprawdziwszą prawdą. Okres prób nie mógł być niczym innym jak tylko zarysowywaniem różnych sytuacji, dopiero premiera była takim pierwszym poważnym testem czy nasze energie reagują na siebie nawzajem.
Czy kontakt z widzem jest utrudnieniem dla aktora? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i zero-jedynkowa. W spektaklu wielkoobsadowym aktor partnerów ma bez liku, zawsze może na liczyć na koleżankę/ kolegę z zespołu. Natomiast samotność sceniczna aktora w teatrze jednoosobowym powoduje, że kontakt z publicznością staje się jakby koniecznością. Jednak czy tak żywy kontakt jest trudnością? Zaryzykowałbym stwierdzenie, że może być ułatwieniem. Jednak na pewno wprowadza wiele niewiadomych i wymusza na mnie ciągłe dostosowywanie się do nowych sytuacji. Muszę być w gotowości, by zareagować. Dla mnie jest to niezwykle ekscytujące, zwłaszcza że jesteśmy chwilę po premierze. Każdy spektakl będzie teraz dla mnie i dla widza jedyny w swoim rodzaju.

-Czy jesteś może pasjonatem poezji, czy też bardziej cenisz literaturę? Czym zaskoczyła Cię poezja barokowa?
– Pasjonat to duże słowo, za duże, jeżeli chodzi o mój kontakt z poezją, ale lubię ją czytać. Dzięki Morsztynowi, Sępowi Szarzyńskiemu i innym dowiedziałem się, że ich epoka nie jest taka do końca mroczna jak ją malują. Zaskoczyło mnie słowo „kiepski”. W poezji czasów Morsztyna „kiep” pojawia się dosyć często i bynajmniej nie chodzi o „szluga”.

– Małżeństwo, które oglądało „Harce” żartowało po premierze, że teraz musi sobie koniecznie kupić kajdanki…

– To świetny pomysł. Ja też jestem zdania, że analogicznie do sklepików z płytami po koncertach, po „Harcach” powinno być czynne stanowisko z pikantnymi zabawkami dla dużych dzieci.

– Dziękuje za rozmowę.